Propalestyński marsz w Warszawie: sprawa kontrowersyjnego plakatu
W przeszłą sobotę stolica Polski, Warszawa, stała się miejscem propalestyńskiego protestu. Podczas marszu doszło do niepokojącego incydentu, gdy jeden z uczestników protestu publicznie wyraził swoją nienawiść do Izraela poprzez rasistowski transparent. Wzbudziło to pytania, dlaczego protest nie został rozwiązany pomimo takich działań przez obserwatorów miejskich, którzy byli obecni na miejscu.
Marsz maszerował ulicami miasta w geście opozycji przeciwko interwencji Izraela w Strefie Gazy. Zdjęcia z demonstracji ujawniają, że jedna z uczestniczek niosła znak z hasłem „keep the world clean” (utrzymaj świat czystym), pod którym przedstawiony był kosz na śmieci z flagą Izraela umieszczoną wewnątrz.
Zgodnie z prawem o zgromadzeniach, reprezentant ratusza miał możliwość żądania od lidera zgromadzenia rozwiązania protestu. Jeżeli jego prośba by nie przyniosła rezultatu, sam mógł podjąć decyzję o zakończeniu zgromadzenia.
Ciekawe jest jednak, dlaczego do takiego rozwiązania nie doszło. Na to pytanie odpowiedziała Monika Beuth, rzeczniczka ratusza warszawskiego. Jak wyjaśniła, żaden z przedstawicieli miasta obecnych na miejscu, ani osoby monitorujące przebieg zgromadzenia, ani policjanci nie informowali o owym incydencie. Nie wpłynęło również żadne zgłoszenie do ratusza ze strony policji o konieczność rozwiązania zgromadzenia.
W dalszej części swojego oświadczenia Beuth stwierdziła, że brak zgody na jakiekolwiek hasła promujące rasizm, nacjonalizm, antysemityzm czy inne formy obrazy i naruszeń prawa. Zapewniła także, że w przypadku zauważenia takich działań, zostanie podjęta odpowiednia reakcja ze strony władz miejskich. Dodatkowo podkreśliła, że policja i prokuratura są zobowiązane do pociągnięcia do odpowiedzialności osób łamiących prawo.