Sytuacja kryzysowa w stolicy – mężczyzna groził detonacją ładunku wybuchowego na pomniku smoleńskim
Sobota, to dzień, który Warszawa na pewno zapamięta, gdy nieznany sprawca wszedł na Pomnik Ofiar Tragedii Smoleńskiej i groził samopodpaleniem. Do działań natychmiast przystąpiła uzbrojona policja.
Media otrzymały informacje oraz nagrania ukazujące sprawcę stojącego na pomniku z tragiczną historią. Pokazują one również oddziały uzbrojonych w broń policyjnych antyterrorystów, którzy zajmowali pozycje w sąsiednim hotelu Sofitel.
Na miejsce pośród gwaru miasta przybył negocjator, którego zadaniem było rozwiązanie tej niebezpiecznej sytuacji. Informacje z nienotowanych źródeł sugerowały, że sprawca groził użyciem ładunku wybuchowego.
Rzecznik Komendy Stołecznej Policji podinsp. Sylwester Marczak starał się wyjaśnić motywy mężczyzny, jednocześnie deklarując zaangażowanie kontrterrorystów i negocjatorów policyjnych. Z powodu bezpieczeństwa otaczających teren ludzi, plac, ulice oraz inne obszary zostały wyłączone z użytkowania. Wszystkim przechodniom zalecano, aby unikali tej strefy.
Przekaz informacyjny ze strony podkom. Małgorzaty Wersockiej z Komendy Stołecznej Policji potwierdzał, że przyległe obszary zostały odgrodzone. Zgodnie z wnioskiem policji na miejsce skierowano również jednostkę straży pożarnej.
Mężczyzna wszedł na pomnik około godziny 10 i stanął na jego szczycie. Świadkowie opisywali jego postawę jako „zamrożoną” ze zdawało się ładunkiem wybuchowym między nogami oraz zapalnikiem w ręku. Antyterroryści wkroczyli do hotelu Sofitel, z którego goście mogli ewakuować się tylko przez tylną bramę. Świadek twierdził, że promień blokady policyjnej wynosił około 300 metrów.
Z relacji świadka wynika, że około godziny 12 nikogo nie wpuszczano do hotelu Sofitel. Ostatecznie rzecznik KSP podinsp. Sylwester Marczak o godzinie 14 poinformował o zakończeniu działań na Placu Piłsudskiego. Negocjacje z mężczyzną, który wszedł na pomnik smoleński, trwały od około godziny 11.